Siedzę w pociągu

… i najpierw trafiłam na informację z El Pais o byłym policjancie, ktory zabił byłą żonę, a następnie popełnił samobójstwo.

Potem dziewczyny na czacie zaczęły rozmawiać o niekompetencji ginekologów, którzy dość powszechnie zamiast kierować na badania, sugerują pacjentkom, że bolesny okres to coś, co przeminie po urodzeniu dziecka. „Czwartego?” – pyta jedna z nich.

Inna otarła się o śmierć, gdy nieleczone objawy przeszły w ostry stan wymagający natychmiastowej pomocy lekarskiej. Rzecz na szczęście działa się za granicą, bo w Polsce prawdopodobnie by nie przeżyła, zanim lekarze zdecydowaliby się coś zrobić. No bo czy można pacjentkę pozbawiać możliwości poczęcia dzieci…

Od kilku dni zastanawiamy się też, jak pomóc jednej z nas, która ma za męża przemocowego pasożyta z wyuczoną bezradnością, który jednak bardzo skutecznie ją kontroluje, żeby przypadkiem nie stracić bezpłatnej sluzacej.

A teraz czytam w Le Monde wywiad z Amelie Nothcomb, pisarką francuską, opowiadającą o relacji czytelników na opowieść o przemocy, której doznała w dzieciństwie jako córka ambasadora francuskiego w Bangladeszu („Jestem zawiedzony. Poproszę o więcej szczegółów” – napisał do niej czytelnik).

Podobno mamy XXI wiek, prawa człowieka, równouprawnienie i tak dalej. Ale wciąż niektóre człowieki są równiejsze od innych.

Jak nazwać jednoczesny głęboki smutek i wkurw?

Dodaj komentarz